niedziela, 11 grudnia 2016

Aby do wiosny

Na skraju zimy przycupnęłam i wypatruję wiosny. Z każdym dniem, kiedy słoneczko mocniej przygrzewa, łapię się tych promyków jak koła ratunkowego.
 Ferie dały mi upragniony czas wytchnienia od domowej rutyny, szkoła praca szkoła, obowiązki domowe i wstawanie o 5.20. Zdrowotnie jednak nieco gorzej wyszło nam tym razem. Dzieci nie udało się uratować od antybiotyków. Energetycznie jednak odczekuję aby do wiosny. Krok już nie ten i myśli jakieś takie chmurne. 
Emocje w związku z chorobą taty jakoś uspokoiły się. Była pierwsza chemia, w marcu czekamy na drugą. I jest nadzieja bo chce się  wierzyć, że coś da się zrobić i będzie dobrze. Trudno jednak patrzeć jak ciężko oddycha, męczy się a jeszcze w styczniu było tak bez objawowo.
Którejś niedzieli w kościele na kazaniu usłyszałam, że tak mało wiary w nas ludziach,skoro tak bardzo kurczowo trzymamy się życia. Chronimy dzieci od początku przed stratą, smutkiem i odchodzeniem. Chowamy dzieci pod kloszem by nie doznawały tego typu emocji. Natomiast choroba, ból, cierpienie i odchodzenie bliskich jest częścią życia. Tak jak śmiech, żarty i głupkowate psoty dzieci, podnoszące poziom wnerwienia rodziców do granic możliwości.
I tak szczerze muszę przyznać, że sama miałam chwile zwątpienia co mam powiedzieć dzieciom kiedy zapytają dlaczego płaczę i co dzieje się z dziadkiem. Trwało to tylko parę dni. Któregoś dnia mój najstarszy syn Tosiek zapytał, dlaczego jesteś smutna i płaczesz? Wtedy już wiedziałam, że nie ma sensu ukrywać faktu choroby. Zapytał też wprost czy dziadek umrze? I tym razem musiałam szczerze przyznać, że nie wiem jak będzie przebiegała jego choroba i co się wydarzy ale tak też się może zdarzyć. Przyjął to dość spokojnie było mu przykro ze względu na mnie ale świat się nie zawalił, życie toczy się dalej. 
Tosiek już wie co to choroba i śmierć. W tamtym roku mama jego kolegi z klasy przegrała walkę z chorobą. Wcześniej jednak przy okazji odwiedzania grobów na cmentarzu nie dało się uniknąć pytań co się dzieje z ciałem. Starałam się mu wytłumaczyć najprościej, że ciało rozkłada się i gnije, zostają tylko kości. Natomiast nasza dusza idzie do nowego domu gdzie mamy obiecane nowe ciała, które się nie psują tam nie ma cierpienia i bólu. Została mi też polecona książka Kari Vinje pt. "Bóg i ja jesteśmy przyjaciółmi", która porusza temat odchodzenia i ona też była jakąś częścią oswajania tematu. Za chwilę pewnie Krzysiaczkowi też będę ją czytała...
 ..ten tekst napisałam prawie rok temu. Od tej pory wiele wody w rzece upłynęło. Stan taty drastycznie nie zmienił się. Leczenie wiosną i latem przebiegało spokojnie. Czekamy na dalsze instrukcje postępowania i aby do wiosny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz